Kolumny Wharfedale Linton. Test, recenzja amatorska. Wersja artykułu: Druga

Poprawiam ten artykuł, ponieważ za pierwszym razem opisałem swoje odczucia dotyczące brzmienia Lintonów na podstawie odsłuchów w salonach audio i nie wystawiłem im wtedy dobrej oceny. To co usłyszałem, nie przemówiło do mnie specjalnie. Było to ponad rok temu. Tymczasem niedawno (koniec roku 2022)... kupiłem sobie Lintony. I okazało się, że u mnie w domu zabrzmiały one zupełnie inaczej. Znacznie lepiej!! Co Wy na to??? Aby nie zamazywać historii zdarzeń to zostawiam tu pierwszą wersję artykułu a po niej dopisze nowe spostrzeżenia (jako test drugi wykonany w warunkach domowych).

 

1. Test Lintonów. Wersja pierwsza artykułu. Recenzja na podstawie odsłuchów w salonach

"Będę chyba pierwszą osobą, która napisze, że Lintony nie przypadły jej do gustu.. Aż się boje reakcji, ale niech będzie. Zaczynamy recenzje



Plany nie organy, grać nie muszą..

Miałem zamiar kupić Marantza 8006 i Wharfedale Linton. Pojechałem na odsłuchy do Poznania i nie dość, że nie udało mi się przesłuchać Marantza (bo nie dojechał) to jeszcze Lintony mi się nie spodobały… Być może popełniłem błąd porównując je z droższymi konstrukcjami ale według znawców „mogą one konkurować nawet z dwa lub trzy razy droższymi głośnikami”. No to stanęły we szranki z JBL L82, Equilibrium Aqual D6 oraz z Audio Physic Classic 8. I przegrały z każdymi z nich..

 

Wharfedale Linton

 

Wharfedale Linton. Dźwięk

Byłem na odsłuchach ze swoją partnerką i oboje uznaliśmy, że Linton to nie to, czego szukamy. Przede wszystkim ich dźwięk był lekko drażniący i agresywny. Gitary nieco męczyły a wokale świdrowały uszy. Po opisach spodziewałem się gładkiego przytulnego plumkania a tu otrzymałem dość ofensywne brzmienie. JBL i Audio physic były zdecydowanie przyjemniejsze. Gitary dawały rozkosz a wokal „koił dusze”. W Lintonach tego nie było. Wharfedale Linton miały podgrzane dźwięki, mocne i duże. Do tego wokaliści nieco wychodzili do przodu, a tego akurat nie lubię. Wolę jak są nieco dalej i jest czym oddychać. Mogę wtedy swobodnie słuchać muzyki cały dzien. Liczyłem, że właśnie Lintony będą prezentować takie brzmienie, bo w recenzji Technikarium na You Tube „Mistrzu” mówił, że Lintony są łagodne i można je słuchać w tle przez cały dzień. Ale po tym co usłyszeliśmy to mamy inne odczucia.. Być może ważne jest tu odpowiednie sparowanie Lintonów ze wzmacniaczem i zastosowanie jakiś łagodnych kabli, ale nie wiem. My akurat słuchaliśmy na Heed Elixir i Roksan K3, z okablowaniem Cardasa i źródłem w postaci streamera firmy TEAC i nie dało to dobrego efektu. Ktoś na ceneo pisał, że Wharfedale Linton sa bardzo wrażliwe na towarzystwo i mogą grać zarówno ostro jak i łagodnie, więc może warto by się było w tym temacie nieco pomęczyć. Mój znajomy, który mi je polecił, ma Arcama SA30 i jest bardzo zadowolony. Mówi, że gra to przyjemnie. No ja nie będę jednak brnął w Lintony ale jeśli ktoś się na nie napalił to proszę się nie zniechęcać z powodu mojej recenzji. Warto poeksperymentować ze wzmacniaczami i kablami. Poza tym proszę pamiętać, że gusta są różne i to co mi się podoba to nie musi się podobać komuś innemu!

Jakieś zalety kolumn Wharfedale Linton? Tak! Lintony miały wielką scenę muzyczną. Grały jakby całą ścianą dźwięku! To nie jest małe pitu pitu tylko wielkie granie całą gębą. To może się podobać! Żaden innych głośnik tak nie zagrał. JBL miały o połowe mniej muzyki!

Do tego bardzo podobał nam się bas Lintonów! Był fajny - mocny, duży i głęboki. Zwracam na to uwagę, bo są różne opinie na temat basu w Wharfedale Linton. Jedni twierdzą, że bas jest solidny a inni, że nieco go brakuje. Nam go nie brakowało!

Czy porównanie Wharfedale Linton z dwukrotnie droższymi konstrukcjami miało sens? Jak wspominałem, wiele osób twierdzi, że tak i że Lintony są równie dobre jak nie lepsze. Co więcej, miałem niedawno okazje słuchać tanich Magnatów Transplus i one dosłownie znokautowały droższych rywali. Postawione obok Dynaudio Emitów M30 zmiotły je totalnie zrównując z ziemią. Gładkość, lekkość i scena Transplusów były nie do osiągnięcia dla duńskich kolegów. Zdarzają sie zatem perełki i jak najbardziej można uzasadnić konkurencje z kolumnami z wyżej półki. Dlatego rzuciłem Lintony na głęboką wodę i postanowiłem zobaczyć, co z tego będzie. Niestety, wyszło jak wyszło.

Po miesiącu pojechaliśmy do innego salonu na odsłuchy Lintonów w połączeniu z Marantzem 8006. Źródłem był streamer Marantza 8006. I aby było sprawiedliwie to konkurencją dla nich były słuchane wcześniej JBL-e (model L82). Wynik? Taki sam... Zdecydowanie lepsze JBL.."


Podsumowanie

Zły jestem, że nie zaskoczyło i nie poczuliśmy mięty do Lintonów. Dobra cena, piękny wygląd.. eh, szkoda. Być może mógłbym powalczyć dłużej o nie ale jeśli JBL i Audio Physic zagrały tak, że roztopiliśmy się w muzyce, to wole dozbierać kasę i kupić któreś z nich niż wybrać Lintony. Bo nawet jakbym znalazł uprzejmy wzmacniacz, który wygeneruje aksamitny dźwięk i pozwoli Lintonom grać łagodniej to i tak JBL L82 zawsze będą przyjemniejsze. (przynajmniej dla mnie).

 

Tak kończy się recenzja Lintonów napisana na podstawie odsłuchów w salonach audio. Teraz czas na test w warunkach domowych

  

2. Test Wharfedale Linton napisany na podstawie odsłuchów domowych

Jak wspominałem na początku artykułu, dźwięk Wharfedale Linton podłączonych do mojego sprzętu w domu okazał się zdecydowanie lepszy niż ten, który słyszałem w sklepie. Zanim jednak opiszę szczegóły to wyjaśnię, dlaczego kupiłem Lintony skoro dwa razy odrzuciłem je po odsłuchach w salonie.

 

Czemu dałem trzecią szansę Lintonom?

Gdy jeździłem po salonach rok temu szukając dla siebie kolumn i sprzętu to wybór padł na zestaw dzielony rotela (przedwzmacniacz RC-1572 MKII i końcówka mocy RB-1552 MkII) i kolumny Audio Physic classic 8. Z rotela byłem zupełnie niezadowolony, bo o ile w salonie grał on gładko i przyjemnie to u mnie syczał jak cholera i nie szło tego słuchać. Wszystkie tss, ss, cc wybijały sie powyżej tafli dźwięku niczym noże. Kombinowałem z dziesiątkami kabli, aby to złagodzić, ale nic to nie dało. Po kilku miesiącach pozbyłem sie dziada. Co do kolumn Audio Physic to ogólnie były bardzo fajne ale brakowało mi odpowiedniej masy dźwięku i dociążenia. W salonie jakoś tego tak nie odczułem, bo urzekła mnie subtelność wybrzmień. Ostatecznie też je sprzedałem, bo to nie było "to". I jako, że cała moja wyprawa do salonów audio dała taki rezultat, że sprzedałem wszystko, co wtedy wybrałem, to postanowiłem tym razem kupić coś, co wtedy wydawało mi sie gorsze a co ludzie oceniają pozytywnie. No i kupiłem Lintony. Może logika "mało logiczna" ale ... skuteczna, bo Lintony odpalone u mnie w domu bardzo mi sie podobają.

 

Linton. Dźwięk u mnie w domu

Te kolumny faktycznie mają w sobie coś wyjątkowego i każdy, kto je chwali, ma racje. Jest fajny klimacik, duża scena i solidny bas. Wybrzmienia może i nie są tak swobodne i subtelne jak w Audio Physicach ale mają za to potęgę. Brzmi to czysto, mocno i dynamicznie. Po prostu fajnie!

Zacznijmy omawianie brzmienia od wokalu. Ten najbardziej mi bowiem dokuczał podczas odsłuchów w sklepie. Był wtedy bardzo mocny i ofensywny. U mnie wyszedł on znacznie przyjemniej. Nadal miał w sobie siłę ale brzmiał fascynująco. Jak włączyłem moje Smokie to nie mogłem się oderwać. Fakt, może przydało by się tu nieco delikatności - bo wyczuwałem czasem pewną twardość i lekką ofensywność - ale i tak było nieźle. W porównaniu do tego, co słyszałem wcześniej to niebo a ziemia. Lintony ustawione obok Heco Aurora 300 miały więcej wokalu. Było go bardziej słychać. Ale nie był on wypchany czy coś. 

Scena muzyczna była naprawdę ogromna. Zwłaszcza wzwyż. Dosłownie „ściana dźwięku”! Już w salonach audio zwróciłem na to uwagę, bo wyróżnialo to Lintony na tle JBLi i Equilibrium. W domu wzbudzało to emocje i przyspieszało bicie serca. Jak na koncercie. Lokalizacja instrumentów na scenie była raczej normalna. Nie było tu jakiś efektów specjalnych ale wszystko było poprawnie i słuchało się dobrze. Tak samo poziom szczegółowości nie był przesadzony. Nie mogę powiedzieć, że było mało szczegółowo, bo dla mnie wszystko słychać bardzo wyraźnie ale chodzi o to, że nie są to kolumny analityczne i nie dzielą włosa na czworo. Może i dobrze, bo dzięki temu prezentują normalne zdrowe granie dla „normalnych ludzi”. Nie uraczyłem dzięki temu żadnych ostrości i syczenia sybilantów. Było gładko do tego stopnia, że mogę stwierdzić, iż Lintony to jedne z najbardziej wyrozumiałych kolumn, jakie kiedykolwiek słyszałem! Myślałem, że moje Heco Aurora 300 są dość łagodne ale przy Lintonach wcale nie było czuć ich przewagi. Było porównywalnie. Więcej analitycznych smaczków słyszałem zdecydowanie w Audio Physicach ale one niestety nie miały takiej masy i dociążenia jak Lintony. W Audio Physicach dźwięk bardziej penetrował górne rejony a dół był jedynie towarzyszem przygody muzycznej (choć schodził dość nisko). Ja jednak wolę dźwięk Lintonów i te mocne uderzenia stopy nadające bit. Jest to bardziej swojskie granie i lepiej wpasowuje się w mój gust. Uważam, że „bas jest podstawą muzyki” i powinien tętnić niczym bicie serca ukochanej osoby.

Bas Lintonów to był dla mnie kapitalny. Był potężny i dobrze dociążony. Uderzenia miały "kopyto" i wagę. Fajnie pulsowały i nadawały życia utworom. Co ciekawe, pięknie było je słychać nawet przy cichym graniu (i to przy sprzęcie niższym jakościowo w stosunku do samych kolumn jakim jest Pioneer A40). Bas wiódł prym i upiększał każdy utwór. Miał swój kształt choć nie był precyzyjnie konturowy. Był trochę zaokrąglony. Ale wybrzmiewał dobrze, nie był zduszony. Uderzenia były sprężyste, dobrze kontrolowane i energiczne. Początkowo, gdy kolumny były niewygrzane, miałem wrażenie, że bas lekko spowalnia ale potem już tego nie czułem. Dynamika była prawidłowa. Zrobiło się naprawdę dobrze i bas zasuwał jak petarda.

Ważne jest jednak to, że przy nieodpowiednim okablowaniu bas robił się za duży. Początkowo dałem wszędzie grube kable podbijające bas i wtedy było go za dużo. Musiałem dopasować kablami jego siłę pod swoją akustykę. I wtedy wyszło świetnie!

Barwa brzmienia Lintonów była raczej neutralna ale temperaturę miała lekko ocieploną. W porównaniu do Heco było czyściej, mocniej i bardziej męsko. Można by podejrzewać, że taki charakter będzie bardzo absorbujący ale tak nie było. Mogłem ich spokojnie słuchać w tle i zupełnie mi nie przeszkadzały. Swoją magię pokazywały jednak przy głośniejszych odsłuchach. Podkreślę, że one umieją i lubią grać głośno. Nie odczułem w dźwięku jakiś zniekształceń. Bas cały czas trzymał fason a wysokie nie przechodziły w krzyk.

Brzmienie Lintonów było otwarte i namacalne. Nie czułem tu żadnego „grania spod koca”, jakie czasami jest przypisywane kolumnom w stylu Vintage.

Najbardziej podobało mi się jednak to, że kolumny pozwalały na słuchanie piosenek o słabej realizacji. Ja bardzo lubię stare kawałki i wiele razy sprzęt pozbawił mnie przyjemności ich słuchania. Pamiętam, jak miałem zestaw Musical Fidelity, wzmacniacz i Cd z serii 2, a do tego Kef R500. Kupiłem sobie wtedy płytę Brucea Springsteena Born In the USA i gdy ją odpaliłem to się załamałem. Było chudo, jasno, bez życia, bez emocji. No beznadziejnie. Ja wiem, że ten album jest ogólnie nienajlepiej zrealizowany ale jako młody chłopak słuchałem tego w aucie i dodawało mi to „powera”. Miało bit i energię. Aż chciało się wcisnąć gaz do dechy i przyspieszyć jazdę. A tu.. jedna wielka porażka. Z kolei na Lintonach muzyka z tej płyty odzyskała życie! Wiadomo, że nie brzmiała tak dobrze jak współczesne piosenki, ale nie traciła dobrego smaku.

 

Wharfedale Linton. Pakowanie i kwestia wizualna

Co do wyglądu kolumn to dla mnie są rewelacyjne. Podoba mi sie taki styl Vintage. Ale sam styl to nie wszystko. Ważna jest też jakość wykonania! A ta, mimo iż made in China, jest naprawdę bardzo dobra. Widać, że przyłożono się tutaj do pracy. Nawet terminale, które na zdjęciach wyglądały dla mnie w miarę zwyczajnie to na żywo robią wrażenie. Wiadomo, że nie jest poziom jakościowy kolumn za 20-30 tys i czuć w nich pewną budżetowość, ale powiedzmy, że jest to taka „pierwsza liga wśród kolumn do 6 tys”.

Przy okazji poruszę tu temat jakości wykonania kolumn, które dźwiękowo podobały mi sie bardziej niż Lintony - a mianowicie JBL Classic L82. I te niestety przy bliższym spojrzeniu wyglądały ... tandetnie! Plastikowe elementy zalatywały tanią chińszczyzną, okleina nie była dobrze położona, terminale za 5zł a maskownica taka "na pięć minut" - bardzo delikatna. Uchwyciki maskownicy były wykonane z jakieś słabego plastiku i już w salonie wdziałem, że są poobdzierane po kilku użyciach. Nawet Andrew Robinson, który prowadzi na You Tube kanał z recenzjami sprzętów audio, opowiadał, że okleina na rogach jego egzemplarzy JBL 82 zaczęła schodzić po kilka miesiącach a firmowe podstawki z metalu zaszły gdzieniegdzie rdzą!!! I szczerze powiem, że tak mnie to odrzuciło, że nie kupiłem wtedy tych JBL-i. Wybrałem Audio Physic, które wykonane były perfekcyjnie!

Muszę jeszcze wspomnieć o zapakowaniu Lintonów. Rzadko piszę o takich rzeczach, ale tu nie sposób tego pominąć, bo spakowane były one bardzo solidnie. Kolumny miały założone pianki nie tylko na górze i na spodzie ale także wzdłuż każdego z boków! Pełen szacunek!



Podsumowanie przygody z Wharfedale Linton

Cała ta przygoda pokazała mi, że trzeba mieć duży dystans do odsłuchów w salonie. Co prawda, z reguły dźwięk w sklepie jest lepszy niż w domu, bo sprzedawcy używają do podłączenia sprzętu dobrych kabli i mają akustycznie przygotowane sale, czym poprawiają dźwięk, jednak w tym przypadku było odwrotnie. Te kolumny nie podobały mi sie w salonie a w domu już tak.. Z kolei, te co mi sie podobały w sklepie, to w domu nie brzmiały już tak dobrze... I o co chodzi? Nie wiem. Natomiast myślę, że najlepiej odsłuchów dokonywać na sprzętach, jakie ma się w domu. Wiem, że nie zawsze jest taka możliwość ale jeśli ktoś jest bardzo wybredny (jak ja) to warto nawet wziąć swój wzmacniacz.

Co do Lintonów to są to wyjątkowe kolumny i doceni je każdy, kto lubi normalny zdrowy dźwięk, z solidnym basem, duża sceną i otwartym czystym wokalem.
Podkreślę, że warto zadbać o odpowiednie okablowanie, ponieważ Wharfedale Lintony są na nie dość wrażliwe. I tak sobie myślę, że przyczyną mojego niezadowolenia z Lintonów słuchanych w salonie nie było to, że sprzedawcy przedobrzyli z mocnymi kablami przez co dźwięk stał się zbyt ofensywny (zwłaszcza przy wokalu). Lintony same w sobie mają duże brzmienie, więc nie trzeba ich dodatkowo podkręcać.

Ja swoje kolumny kupiłem w sklepie Etiuda w Świebodzinie. Jest to jeden z nielicznych salonów audio, który nie tylko nie ma jakoś specjalnie zaadoptowanej akustycznie sali odsłuchowej ale także stosuje kable normalnej klasy, co zbliża odsłuchy do warunków domowych. Bardzo lubię ten sklep i zawsze to, co tam słyszę, potwierdza mi się potem także u mnie w domu.

 

 

Moje sprzęty towarzyszące głośnikom Wharfedale Linton

Zestaw Pierwszy

  • Wzmacniacz: Fezz Audio Torus 5060
  • Interkonekt: Audiomica coax Vandini Transparent
  • USB: Lindy 36642 USB 2.0 A-B Cromo Line
  • Kable głośnikowe: Qed XT 40 z wtykami Furutecha
  • Kable zasilające: Furutech TCS 31 + wtyki FI-E46 (G) NCF i FI-46 (G) NCF (wzmacniacz), Furutech S022N + wtyki Furutech 11 (G) (streamer), podłączone bezpośrednio do gniazd w ścianie Furutech FP-SWS G

 

Zestaw drugi

  • Wzmacniacz: Pioneer A40
  • Interkonekt: Ortofon RED RCA
  • Kabel głośnikowy:  Qed XT40 z wtykami Furutecha
  • Kable zasilające: KaCsa KC-FP40 3x4mm2 (wzmacniacz), Furutech S022N + wtyki Furutech 11 (G) (streamer), podłączone bezpośrednio do gniazd w ścianie Furutech FP-SWS G

 

UTWORZONO: 6 września 2021

 

Pylon Diamond

Pylon Audio Diamond 25 biały mat

Pylon Audio model Diamond 25. Moja relacja po półrocznym użytkowaniu  Przeczytaj

 

Zwrotnica Wilka

Linton kolumny

Lintony ze zwrotnicą od Wilk Audio Projekt w Media Max pl we Wrocławiu! Tekst

 

Eversolo DMP-A6

Streamer DMP-A6

Miesiąc temu kupiłem streamer Eversolo i cieszę się jego dźwiekiem. > Link